Wieloletnie rządy związku zawodowego rolników RP, czyli Polskiego Stronnictwa Ludowego, owocują w naszym ustawodawstwie wieloma prawniczymi potworkami, które miały lub mają chronić szeroko pojęte interesy lobby rolniczego.
Przez kilkanaście lat obowiązywał w Polsce przepis przyznający tzw. Agencji Nieruchomości Rolnych (ANR) prawo pierwokupu każdego, nawet najmniejszego kawałeczka gruntu, będącego przedmiotem sprzedaży lub darowizny, który w ewidencji gruntów lub w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego sklasyfikowany był jako użytki rolne (grunty orne, łąki, pastwiska etc.). Skutkami tego debilnego przepisu były setki ( w skali dziennej !) umów sprzedaży sporządzanych w formie aktów notarialnych, zawieranych pod warunkiem nieskorzystania przez ANR z prawa pierwokupu. Po zawarciu takiej warunkowej umowy, wypis aktu należało przesłać do lokalnego oddziału ANR i czekać (do 30 dni) na odpowiedź Agencji, że podmiot ten z uprawnienia pierwokupu nie skorzysta. I dopiero po tym można było sporządzić kolejny akt notarialny, obejmujący właściwą sprzedaż. Nie słyszałem (a mam kontakt z wieloma notariuszami), aby w czasie obowiązywania tego przepisu Agencja kiedykolwiek z prawa pierwokupu skorzystała. Mówiąc wprost - było to typowe robienie z ludzi idiotów i utrudnianie im życia. Każdy kto kiedykolwiek miał to nieszczęście kupować taką działkę gruntu, wie o czym piszę.
Ponad miesiąc temu ten idiotyzm został zmodyfikowany i teraz ANR przysługuje prawo pierwokupu nieruchomości gruntowej o powierzchni ponad 5 hektarów, co rozwiązuje problem, gdyż w normalnym obrocie gruntami takie połacie rolne są rzadkością.
Najgorsze jest to, że oczywiście nikt nie poniesie żadnej odpowiedzialności za wieloletnie obowiązywanie tej prawnej bzdury, narażającej obywateli na wymierne straty, nie tylko finansowe. To jest znak firmowy naszego Państwa Prawa.
